Z wizytą w Akwarium Gdyńskim, czyli rozrywka dla małych i dużych
Wykorzystując pierwsze załamanie pogody w Dębkach ruszyliśmy na spotkanie z głębinami i ich fauną i florą. Czyli, mówiąc prosto, postanowiliśmy odwiedzić Akwarium w Gdyni. Rzecz, o której wiele słyszeliśmy, że warto, że robi wrażenie i że dla dzieci jak najbardziej. No więc co począć, tylko wsiąść i jechać.
Cała ekspozycja podzielona jest na działy zamykające się na każdym z pięter. Na samej górze ustawiona jest fantastycznie pomyślana makieta Bałtyku i państw przybrzeżnych, gdzie można ponaciskać guziczki i podświetlają się fragmenty makiety im odpowiadające: a to Zatoka Botnicka (Szwecja-Finlandia), a to Stockholm, a to należąca do Szwecji Gotlandia (normalnie kraina Gotów). Wszystko to w 3D co przyciąga chmary dzieci piszczących 'a widziałeś?', 'o jeja', 'ooo', 'ale'.
Na kolejnych, poniższych piętrach największe wrażenie robią zamknięte w przecudnie zaaranżowanych akwariach koralowce. Coś niesłychanego!! Nieprawdopodobne bogactwo kształtów i kolorów tych malutkich i większych żyjątek, a pomiędzy nimi leniwie snujące się rybki typu Nemo czy nazwane przez nas Cytrynki - uroczo żółte płaskie rybki robiące zwroty w niesamowicie zabawny sposób - ni to przez ogon, no to jakoś bokiem.
Niestety, na każdym z akwarium wisiało ostrzeżenie o zakazie robienia zdjęć z fleszem. I mimo, że nie sposób było tych kartek nie zauważyć, co drugi ze zwiedzających - bach - strzelał foty z lampą. No co za naród, pytam się??? No w każdym razie bez flesza zdjęcia wychodziły żadne, więc zaniechaliśmy jakichkolwiek zdjęć. Co nam się udało, to zdjęcia folderu:
Kolejna odsłona to Amazonia. Cudny świat, w którym jak się dowiedzieliśmy, mieszka najwięcej gatunków lądowych na Ziemi. Zrobione jest to przepięknie. W wielkim, przeszklonym i co najważniejsze, OTWARTYM od góry akwarium, można podziwiać płaszczki w przeróżnych kolorach. A to całe czarne, a to w kropki. No cudo. Marta była zachwycona kiedy mogła popatrzeć nie przez szybę ale prawie oko w oko takie 'śmiesne płascki'.
Obok za szkłem, już zamkniętym dzięki Bogu, leży największy i najcięższy wąż na świecie - anakonda. No faktycznie, gigant. Spał chyba sobie, a mnie się oczywiście pomyliła głowa z ogonem (czy wąż ma ogon? Wyłącznie!!!) i chyba pięć minut wypatrywałam gdzie on ma oczy, po czym stwierdziłam, że pierwszy raz w życiu widzę węża bez oczu. Na co mój Ukochany spojrzał na mnie i westchnął 'Oj kotek, kotek'. I już wiedziałam gdzie moje miejsce. :)
A dalej, w nieco zaciemnionej oprawie, pływały piranie. I tym razem też się wpatrywałam i... nie zobaczyłam tam zębów. Serio. Ale już siedziałam cicho, bo nawet nie chciałam sobie wyobrażać co tym razem powiedziałby Ukochany. Przecież to jedne z najgroźniejszych drapieżników morskich, to zęby muszą być. Ale cóż. Może chwilowo się pochowały.
No i w końcu też dotarliśmy do nieco większych drapieżników - rekinów. Oczywiście w Gdyni są te mniejsze, ale zawsze to rekiny. Ale jak się tak przyglądaliśmy pływającym w tę i z powrotem parze takich ludojadków, to poruszają się dokładnie tak samo jak ten ich większy kuzyn od Spielberga. Wystarczyło sobie puścić w wyobraźni 'ta da ta da ' ze Szczęk i efekt był. Tym bardziej, że te rekiny i inne mureny umieścili w trójstronnie przejrzystym wielkim, od podłogi do sufitu akwarium. Kapitalne.
I wszystkie inne stworzenia warte były tego czekania w deszczu: ośmiornica wciśnięta gdzieś w kąt wyglądająca raczej odpychająco, ale imponująco. Całe, wielkie akwarium rozgwiazd, które się poruszały. I boskie, biało-czarne jeżowce wyglądające jak żywa reklama szachów, albo czupryna Cruelli de mon ze 101 Dalmatyńczyków.
I jeszcze coś co już nie pamiętam jak się nazywało, ale było kosmiczne. Takie mini węgorze, siedzące w piasku i kiwające się od naporem poruszającej się wody. Wyglądały jak takie dżdżownice, które utknęły w piasku i nie mogą się wydostać. Rewelacja!!! Pisk dzieci i zachwyt dorosłych były absolutnie odwrotnie proporcjonalne do mini rozmiarów tych stworzonek.
Podsumowując - rozrywka dla każdego - od bardzo małego, przez ciut większego do zupełnie dużego. Można zobaczyć stworzenia, o których się słyszało, ale nigdy nie widziało i bez wizyty tam pewno nigdy by się nie zobaczyło. Także nie tylko można miło spędzić czas, ale przy okazji paru ciekawych rzeczy można się dowiedzieć (np. że jest gatunek żółwi-padlinożerców, które do niedawna jeszcze wykorzystywano do poszukiwań ciał topielców) no i obserwować własne dzieci jak reagują na coraz to dziwniejsze stwory w kolejnych akwariach.
Reportaż autorstwa autorki blogu: Getmama.pl
Dziękujemy!
Dołożyliśmy wszelkich starań aby powyższe informacje były zgodne ze stanem faktycznym. Mimo to powyższe informacje i prezentowane dane mogą ulec zmianie, mogą być nieaktualne bądź niekompletne. Nie odpowiadamy za jakiekolwiek skutki wynikające z wykorzystania zawartych tu informacji. Przed wizytą w jakimkolwiek parku rozrywki należy sprawdzić aktualne informacje na oficjalnej stronie internetowej danego parku bądź skontaktować się z nim bezpośrednio.